piątek, 29 lipca 2011

Jak smuga szarego dymu cz. I



Wieczór zaskoczył nas rześkością. Przez chwilę wpatrywaliśmy się bez ruchu w błyszczącą wstęgę horyzontu. Czułam ciepło twojej dłoni kontrastujące z otaczającym nas chłodem i wiedziałam, że ten kontrast jest  mi potrzebny, że ty powinieneś kontrastować ze wszystkim, co jest wokół.
            Ruszyliśmy gościńcem otoczonym szeregiem rozkwitających drzew. Było dość tłoczno, spotkaliśmy kilka roześmianych par również zmierzających do pani Skalskiej. Nie słuchaliśmy ich zbyt uważnie, zajęci studiowaniem swoich oczu i ust.
            Dotarliśmy do rozległego, ogrodzonego niskim płotem podwórza, które przywitało nas słodkim zapachem maciejki. Domek pani Skalskiej mrugał kosmykami światła wypływającymi z jednego małego okienka. Starsza pani wybiegła na ganek, by przywitać nas swoim serdecznym uśmiechem już na zewnątrz.
            – Wchodźcie, wchodźcie! – zapraszała – brr… Ale ziąb!
            – Dobry wieczór, pani Klementyno! – zawołaliśmy prawie jednocześnie.
            Rozpromieniła się.
            – Michalina i Wiktor, moi najpiękniejsi, wyglądacie uroczo! A jak mama, kochanie? – zwróciła się do ciebie – jak wiosenne porządki? Koniecznie jej przekaż, żeby się nie przemęczała, ma przecież was, takie kochane dzieci, na pewno jej pomagacie… Pomagacie, prawda?
            Ściskałeś jej pomarszczoną dłoń z dobrotliwym uśmiechem, przytakując w odpowiednich momentach.
            – No, ale nie będziemy przecież rozmawiać na podwórku. Chodźcie, dzieci, och, jak miło was widzieć! Aniela, moja złociutka! Prawdziwa gwiazdka z ciebie, ale gdzież twój Grzegorz? Ach! Złapał katar… Nieszczęście… Julian, myślałam, że nie przyjdziesz…
            Pani Skalska przywitała wszystkich gości i zaprosiła do stołu, przy którym siedziały już dwie wytworne jasnowłose kobiety.
            – Siostry Świątek, moje kuzynki: Ewelina i Klara – Wskazała na uśmiechnięte panie – poznajcie się.
            Dziewczęta wyglądały prawie identycznie, ich jasne twarze promieniały młodością i temperamentem. Ewelina wydawała się jednak nieco bardziej nieśmiała, jej włosy sięgające do pasa zwijały się w niesforne strąki, podczas gdy Klara, niższa, o ciemniejszych, lekko iskrzących się oczach, miała włosy proste, splecione w luźny warkocz.
            Przedstawiliśmy się im uprzejmie, choć ty spojrzałeś na Klarę uprzejmiej i nieco dłużej, niż należało. Nakryła oczy długimi rzęsami, co wywołało błogi uśmiech na twojej twarzy. Miałam nadzieję, że wszystko to było jedynie głupim złudzeniem zazdrosnej kobiety.
            – Przepyszna kaczka, pani Klementyno – trajkotała Aniela – błagam o przepis. Grzegorz będzie wniebowzięty, jak mu przyrządzę taki specjał.
            Pani Skalska patrzyła na wszystkich z nieobecnym uśmiechem na ustach. Otaczały ją kochane twarze i chociaż nie miała już nikogo bliskiego, nie czuła się samotna. Mimo to wciąż miała przed oczami swoją rodzinę, o której nie powinna już pamiętać. Ile to lat? Czterdzieści, pięćdziesiąt? A w człowieku ciągle serce rwie jakimś dzikim galopem na samo wspomnienie. Teraz te dobre dzieci są jej rodziną.
            Staromodny pokój gościnny wypełnił się uśmiechniętymi twarzami i wytwornymi sukniami lśniącymi w blasku świec ustawionych na ozdobnych świecznikach. Wszystko pokryte było cieniutką warstwą kurzu, tak jak wspomnienia pani Skalskiej.
            – To sen. Dziwny i długi, ale sen. Kiedyś w końcu się obudzę – wzdychała, jak zwykle i rozsyłała gościom pogodne spojrzenia.
            Ale my zapomnieliśmy o całym świecie. Ty spoglądałeś ukradkiem na Klarę, ja otwarcie patrzyłam na ciebie. Kiedy chwytałam twoją dłoń, uśmiechałeś się przelotnie i jakby pod przymusem.
Wstałam od stołu i wyszłam pod pretekstem przewietrzenia się. Uderzyło mnie zimne powietrze, więc owinęłam się szczelniej jasnym płaszczem i usiadłam na ławce otoczonej kwiatami. Przez chwilę nie mogłam zebrać myśli. Jeszcze przed przyjściem na przyjęcie nie miałam wątpliwości, że jestem dla ciebie najważniejsza, a teraz? Miałam ochotę wyciągnąć cię zza stołu i nakrzyczeć, jak na niegrzeczne dziecko. Nie mogłam siedzieć z założonymi rękami, kiedy jakaś Klara próbowała odebrać mi mężczyznę mojego życia.
Ciszę przerwało skrzypnięcie drzwi. Usiadłeś obok bez słowa, swoim zwyczajem po omacku odszukałeś moją chłodną dłoń i oplotłeś ją w swoją. Poczułam, że tracę grunt pod stopami. Całe zajście wydało mi się przywidzeniem, jeszcze chwila i po dawnemu przytulę się do ciebie z całych sił.
Nie zdążyłam, ponieważ w tej samej chwili otoczyłeś mnie ramieniem i przycisnąłeś do piersi. Usłyszałam miarowe bicie twojego serca.
Otworzyłeś usta, by coś powiedzieć, ale ci nie pozwoliłam. Przytknęłam palec do twoich miękkich ust. Nigdy nie zapomnę twojego zadumanego wzroku.
– Chodźmy stąd… Pożegnajmy się i chodźmy na długi spacer – poprosiłam.
Nagle, gdzieś z wnętrza domu dobiegł nas przeciągły krzyk. Zerwaliśmy się z miejsca i po sekundzie byliśmy już wewnątrz. W salonie panował chaos, niektórzy biegali w tę i z powrotem, inni skupili się w jednym miejscu i nad czymś pochylali. Przedarłeś się przez tłum, po czym wykrzyknąłeś coś niewyraźnie. Dopiero po chwili zorientowałam się w sytuacji. Pani Skalska straciła przytomność. Goście rozstąpili się i spomiędzy nich wyłoniłeś się ty. Niosłeś staruszkę na rękach, a jej siwą głowę podtrzymywała Klara.
Opiekowaliście się nią, żegnając zatroskanych gości. Nawet nie zauważyłeś, kiedy późną porą wymknęłam się z mieszkania wprost w mrok wiosennej nocy.


________________________________________________________________________
Obiecuję, że tym razem dokończę historię. :) Należy spodziewać się sporej dawki melancholii, a nawet przesadnie ckliwej historii.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Po burzy

A dziś

ułożymy się naprzeciw siebie
już więcej o tym nie myśląc

pogłaszczemy
nasze pokiereszowane dusze
uspokoimy falujące myśli
może nawet zapomnimy
o bliznach

odzyskamy siebie
a beznamiętność zwróci nam życie

tylko żadnych słów.