wtorek, 24 maja 2011

Góry i coś jeszcze

 Nie wiem jak to się stało, że od mojego wyjazdu w góry minął już prawie miesiąc. No cóż. Było świetnie i nie mogłam powstrzymać się, żeby nie umieścić tu chociaż kilku zdjęć. Nie chcę wiedzieć, ile takich samych fotografii już powstało, po prostu wtedy nie mogłam oderwać się od aparatu i cieszę się z tego, bo mam pamiątkę. Chociaż zdjęcia, jak wiadomo, nawet w połowie nie oddają piękna gór. Ale niech będzie... Znad Morskiego Oka i Czarnego Stawu pod Rysami.
Tatry.


 



 Aż chce się pofrunąć, jak widać na ostatnim zdjęciu. :) A na tym wcześniej? Czułam się jak jakaś górska nimfa na tym kamieniu. Może gdyby nie te trzy bluzy (wbrew pozorom było straasznie zimno i po drugiej stronie leżało mnóstwo śniegu), które miałam na sobie i jakiś bardziej "fantastyczno-klimatyczny" wygląd, to mogłoby się trochę kojarzyć... :)

Ahh... Moja dusza, albo cokolwiek, co gdzieś tam we mnie siedzi i mąci, dopomina się o jakąś wycieczkę z plecakiem przed siebie, nieważne gdzie. Z głową pełną beztroski i chyba dziecinności. By rzucić się wprost w dzikie ramiona natury... Poczuć się jej częścią. Może tam znalazłabym odpowiedź na pytanie: Co dalej?

____________________________________________________________________

I jeszcze to "coś jeszcze"
 

wiem, że nasze pociągi
znów stoją tak daleko
i że przeze mnie dziś
nie tańczysz.

nasz koncert już się skończył


To tak odnośnie ulotności chwil i właściwie to chyba ulotności wszystkiego. Kiedyś wydawało mi się, że przyjaźń jest czymś stałym i wartością, która przetrwa wszystko i mimo wszystko, bo to zawiera się w jej definicji. A jeśli nie przetrwa, to znaczy, że nie była nigdy prawdziwą przyjaźnią. A jednak nawet ta prawdziwa przyjaźń okazała się tak bardzo "skończona". Zupełnie jak człowiek...

No ale "coś się kończy, coś się zaczyna", czy jak to tam było. ;) 

____________________________________________________________________


Podsumowując: pozdrawiam i wysyłam wszystkich w góryyy! :)

12 komentarzy:

  1. Przyjemna dla oka wycieczka. :> No cóż... Są trzy rodzaje przyjaźni, jak twierdził Arystoteles, ale najbardziej wartościowa jest ta, w której się "wzrasta" razem.
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiersze genialne, ciesze się,że trafiłam na Twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mantis, chyba najtrudniej poradzić sobie właśnie bez tego spólnego wzrastania...

    Bajaderka, bardzo mi miło :) Witam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wzrastać zawsze można z kimś innym. Przyjaciele chyba nie powinni na sobie wisieć?

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewnie, że nie. Chodzi tu o ostatecznie skończony koncert...

    OdpowiedzUsuń
  6. O co się poróżniłyście?

    OdpowiedzUsuń
  7. Po prostu przestałyśmy się widywać z powodu kilometrów, które nas dzielą. I chociaż czasami się spotykamy, to czuć tę "duchową odległość", z którą nic już nie da się zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyjdą wakacje, może będziecie mogły spotykać się częściej? Nie mów nigdy, że czegoś się nie da zrobić, bo jeśli w to uwierzysz, to tak będzie. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pewnie jak zwykle masz rację ;) Dziękuję :**

    OdpowiedzUsuń
  10. Już nie chwal mnie tak. :PP Do miłego!

    OdpowiedzUsuń
  11. Morskie Oko to pryszcz, ale Czarny Staw to już dla mnie wyzwanie. Jednak myślę, że wlezę dla zdjęć. Kiedy byłam 6 albo 7 lat temu i o 8 lat młodsza, miałam dużo gorszy aparat.

    OdpowiedzUsuń
  12. Widoki są piękne, tylko pstrykać zdjęcia. :) Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń